czwartek, 25 lutego 2016

Panta rhei

Myślisz sobie wielokrotnie: dam radę, to jest tylko tu i teraz.
Nie mam wpływu na otaczającą mnie rzeczywistość, to dzieje się obok mnie. Mogę się poddać, płynąć, lub starać się zmieniać to co mnie otacza, przez moje zachowanie, reakcje i działania.
Świat nie podąża za mną. Jestem kilka mil do przodu, lub w tyle. Nie przystaję do tych czasów i mam wrażenie, że trudno zrozumieć i podążyć za moim tokiem myślenia. Widzę świat po swojemu.
Chcę doświadczać, pokonywać lęki. Stawiam czoła temu co mnie spotyka. Działam, analizuję, pokonuję. Spotykam się z koleżanką, która ma chłopca bardzo podobnego do Nieboraczka. Śliczny, uśmiechnięty blondyn o nieziemskim spojrzeniu, lat 2,5. 
Pierwsza konfrontacja spowodowała we mnie torsje i oczy pełne, nie do okiełznania, łez. Wyszłam, nie mogąc zapanować nad ciałem, które drżało.
Kolejny raz, powoli opanowywałam strach i uczucie ogromnej straty, mieszającej się z tęsknotą.
Każde spotkanie, pozwala oswoić się z tym co trudne. Ale dlaczego? To inne dziecko, inny chłopiec...podobny, ale nie ten sam...Nie mój syn! A jednak poraża.
Uczucia wzbierające we mnie w takich chwilach to: lęk, wizja przyszłości, której nie mamy. Ogromna strata i wiercąca się w sercu tęsknota...
Tęsknię najbardziej za dotykiem, spojrzeniem i miękkim, pachnącym ciałkiem mojego synka. Uśmiech i lekkość w wyrażaniu myśli, jednoczyła mnie z nim. Nie mam tego. Okropnie to boli.
Byłam w szpitalu, w którym spędziliśmy blisko dwa lata...Nie pozwoliłam sobie na jazdę windą, chciałam wychodzić strach. Po wejściu na oddział, zrozumiałam , że nie jestem gotowa...wycofałam się i uciekłam.
Kolejne stracie, to szpital gdzie jeździliśmy na naświetlania. Byłam odwiedzić przyjaciółkę czekającą na zabieg. Pojawiłam się odpowiednio wcześniej, wiedząc i znając siebie, że nie będzie to łatwa retrospekcja.
Korytarze te same. Nadal świeże mimo upływu czasu. Obrazy pojawiły się nagle, ale bardzo przez świadomość, spodziewane. Płakałam. Usiadłam na ławce, na której czekałam na Nieboraczka, gdy go naświetlali. Pojawiła się ona - przeszło.
Kolejny lęk pokonany! Wykańczam demony raka! Zastępuję je przyjemnymi wspomnieniami i uśmiechem mojego synka!
Panta rhei!