wtorek, 29 grudnia 2015

"Lepszy" czas

Nadszedł, wydawać by się mogło, lepszy czas. W styczniu spadł śnieg, który leżał tylko jeden dzień. Pojechaliśmy z dziećmi i szczeniakiem na wycieczkę. Były sanki, śmiech i super zabawa.


Dni przemykały, a ja starałam się zapamiętywać chwile. Nie było to proste. Mały mówił wielokrotnie "Mamo kocham Cię". Zdarzało się, że powtarzał to nawet 20 razy dziennie...nie tylko do mnie, do taty, do siostry i babci. Czułam, że on wie, że stara się nas zapewnić, żebyśmy nie zapomnieli. Żebym słyszała to, zapamiętała i była pewna, że tak jest. Kochał mnie.
Przyjmowałam te jego wyznania z bólem serca, ponieważ widziałam za tym koniec naszych wspólnych dni. W tamtym czasie czułam się zupełnie nierozumiana, żyłam ze świadomością, iż nikt nie wie jak się czuję. Ja matka dziecka, na które patrzę i wiem, że nasze dni odliczane są i odcinane jak kupony. Nie wiedziałam ile ich mamy, ale ciągła obserwacja stanu mojego synka, odbierała mi pewność i nadzieję na długie i szczęśliwe wspólne życie.
Od polowy lutego widać było bladość, podkrążone oczy i coraz większą potrzebę polegiwania. Miewał wtedy też lepsze dni, nagły przypływ energii. A potem powoli marniał...więcej spał, skarżył się na ból w nogach, ból głowy..miewał sporadyczne, z czasem nasilające się ataki padaczkowe. Odwiedził nas wtedy lekarz i spytałam czy to jest wszystko wpisane w chorobę, to co obserwujemy. Potrzebowałam jakiejkolwiek informacji, której mogłabym się chwycić. Mimo, że nie usłyszałam niczego czego bym nie wiedziała, uspokoiła mnie możliwość zadania tych pytań, wypowiedzenia na głos kotłujących się we mnie myśli.
Na początku marca byliśmy na spacerku. Szedł sam i mówił "Chce iść mamo...zobacz mogę iść". Dusiłam w sobie płacz i odwróciłam się mówiąc" To wspaniale synku"...to był ostatni spacer podczas którego szedł na własnych nogach.


W kolejnych dniach spał właściwie większość czasu. Przebudzał się żeby podjeść, przytulić się i znowu zasnąć. Zaczęłam podawać większe ilości leków przeciwbólowych, ponieważ ból widocznie nasilał się. Czuć było ciężar zalegający na barkach mojego ukochanego dziecka...Zmierzaliśmy do momentu, w którym standardowe leki przeciwbólowe już nie spełniały swojej roli.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz