czwartek, 11 czerwca 2015

Dobre zdrowe myśli



Postanowiłam wyrwać się z tego marazmu i przygniecenia. Zaczęłam myśleć, co zrobić aby umilić jemu, mnie, nam czas. Uruchomiłam wyobraźnię, postarałam się o oddech dla siebie. Poczułam, że potrafię i chcę zorganizować aktualne życie tak, aby znowu się cieszyć i poczuć jego sens. Obserwowałam małego, jak walczy i się nie poddaje. Zobaczyłam mądrego chłopca, który porusza się w nowym świecie i sytuacji lepiej niż ja. Z wyczuciem. Uczymy się razem radzenia sobie, nie tylko ze szpitalnym życiem, ale z własnymi słabościami. Dziecko wie o sobie więcej, niż jest w stanie przekazać. Wystarczy wsłuchać się w jego głos, spojrzeć w oczy, powoli obserwować reakcje i to jak po prostu istnieje. Uwierzyłam, że mogę nauczyć się cierpliwości, że to nam pomoże. Bez tej cechy nie pokonamy tworów z ciałka syna. Cierpliwość generuje spokój, który pozwala dokładnie zobaczyć co się w wokoło nas dzieje. Powoli - do celu.

Perspektywa wieloletniego leczenia uświadomiła mi, że czas wyjść z kołowrotka i stąpnąć na ziemię. Zwolnić, nabrać dystansu i równomiernego tempa. Zrozumiałam, że to co się wydarzyło, nieustannie wpływa na mnie, powodując zmiany, których nie chciałabym cofnąć. Staję się lepszą wersją siebie, każdego dnia. Przy nim.
            Teraz, po roku, pojawia się nadzieja, że rzeczywiście damy radę. Wbrew rokowaniom, na razie jest lepiej. Mały jest, cieszy się, bawi, grymasi i buntuje jak przystało na 3-latka. Zaczynam wierzyć, że jesteśmy na dobrej drodze do pokonania raka. Jeśli nie, to czas, który spędzamy razem w komplecie (jak mówi córka) wynagradza wszystko i jest bezcenny. Niedościgniona filozofia carpe diem, staje się faktem. Ile musiało się wydarzyć, abym pojęła co naprawdę jest w życiu ważne. Ile trudu kosztowało mnie przekroczenie granicy i wydostanie się z codzienności. Świadomość, że może nas być o jednego mniej, mobilizuje do szukania sposobów na spędzanie czasu, na ryzykowanie, na uśmiechanie się, zwyczajnie ot tak.
            Cierpliwie przechodzę wraz z synem przez kolejne etapy chorowania. Ostatni rok to czas, który ukształtował mnie na nowo. Przemienił, spowodował, że zobaczyłam co naprawdę ma w życiu sens. Staram się akceptować to, co napotykam. Teraz nie niecierpliwość, a chęć przeżywania i delektowania się chwilą, jest dominująca. Ciekawość, poszukiwanie miłych chwil, które nabierają mocy i stają się wielkie, bo są nasze i wspólne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz