Od nocy na czczo. Myślałam, że to będzie wyzwanie, a było nawet znośnie. Najgorzej z piciem, gdy wołał zwilżałam mu usta. Byliśmy oboje smutni i dobici otaczającą nas rzeczywistością. Nie spałam nic. Mały popłakiwał. Gdy zbliżała się pielęgniarka, widać było w jego oczach strach. Pewnie w moich też. Czekaliśmy na rezonans, wtedy na takie badanie trzeba było jechać do innego szpitala.
Wreszcie sygnał, że mamy się zbierać. Ubrałam mojego maluszka i trzymając go mocno zeszłam z nim na dół. Tam jeszcze dwójka dzieci z rodzicami. Wsiedliśmy do karetki. Byliśmy oszołomieni, przytulałam go mocno i w duchu powtarzałam sobie, że musi być dobrze. Że damy radę.
Dojechaliśmy na miejsce i musieliśmy dalej czekać na swoją kolejkę do badania. W końcu wywołano mojego Nieboraczka. Weszłam z nim do sali pełnej monitorów, obok jeszcze trwało poprzednie badanie. Nie chciałam położyć małego, chciałam mieć go na rękach podczas usypiania. Pani wstrzyknęła mu lek i chwilkę później poczułam, że syn staje się coraz cięższy. Mówiłam do niego, szeptałam, że ma się nie bać, że jestem, że kocham go bardzo... Zasnął, zaniosłam do sali badania i położyłam. Musiałam wyjść i czekać. Takie momenty były zawsze najtrudniejsze dla mnie. Chciałam płakać i wołać na głos o pomoc! Niech mi ktoś pomoże, niech nas ktoś stąd zabierze! Nie chcemy tu być!
Badanie trwało ponad godzinę, zaczynałam się naprawdę niecierpliwić. Gdy wrócił jeszcze spał. Powolutku zaczęto go wybudzać, nachyliłam się aby zobaczył mnie zaraz po otwarciu oczu. Puls ok, oczy reagowały, mogłam znowu zabrać maluszka na ręce...
Wiedziałam podskórnie, że wynik rezonansu nie będzie dobry, ale chociaż mogłam go trzymać i przytulać wreszcie, po ponad godzinie czekania!
Wróciliśmy karetką na oddział. Przyszedł lekarz z informacją, że wyniki będą do wieczora, bo na kolejny dzień zaplanowali już zakładanie portu i pierwszą chemię.
Wszystko to jak w pędzącym pociągu, akcja-reakcja. Zaczynałam powoli dostosowywać się do panującego tam rytmu. Wiedziałam, że wszystko może się nagle zmienić, że nic nie jest pewne i czas między wizytą lekarza lub pielęgniarki jest nasz. Czas na przemyślenia, analizę sytuacji oraz to co najcenniejsze - czas dla nas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz